Tag

featured

Browsing

Plaże, ocean, las, góry, wodospady i bogata historia. Dodaj do tego wyluzowaną atmosferę oraz bliskość Auckland, a otrzymasz bardzo popularne miejsce na wakacyjne ucieczki z dużego miasta.

Obszar ten był okupowany przez Maorysów na długo przed przybyciem Europejczyków. Niestety, położenie, dostępność drzew kauri i gorączka złota spowodowały intensywną kolonizację. Maorysi stracili większość swoich ziem już przed latami osiemdziesiątymi XIX wieku.

Półwysep został nazwany na cześć HMS Coromandel, statku Królewskiej Marynarki Wojennej, który zatrzymał się tutaj w 1820 roku, aby kupić drewno kauri. Nazwa statku pochodzi zaś od indyjskiego wybrzeża Coromandel.

Poniższa trasa otacza półwysep ze wschodu na zachód i zakłada, że poruszasz się własnym pojazdem.

Dzień 1 – Waihi, Whangamata, Wentworth Falls, Tairua, Hot Water Beach, Cathedral Cove

Dzień jest wypełniony atrakcjami po brzegi, dlatego ważne jest, aby zacząć wcześnie. Jadąc wchodnim wybrzeżem półwyspu Coromandel napotkasz urocze miasteczka, wodospad, kopalnię złota i srebra oraz wyjątkową plażę z gorącymi źródłami. Wszystko to zakończy wielki finał w Cathedral Cove. Zaczynajmy!

Waihi

Po raz pierwszy odkryto tu złoto w 1878 r. Wkrótce potem Kopalnia Martha stała się jedną z najważniejszych kopalń złota i srebra na świecie i najbardziej dochodową w Nowej Zelandii. Została zamknięta w 1952 roku z powodu zmian ceny złota, przestarzałych maszyn i światowego kryzysu lat 30. W latach 70, gdy cena złota ponownie wzrosła, wróciło zainteresowanie wydobyciem w Waihi. Teren został otwarty jako kopalnia odkrywkowa w 1988 roku.

Szczegółowa historia prezentowana jest w Gold Discovery Center, a dodatkowo możesz dołączyć do ciekawej wycieczki z przewodnikiem, by dowiedzieć się więcej o współczesnym wydobyciu złota. Po założeniu kasku ochronnego oraz odblaskowej kamizelki, wsiądziesz do minibusa, który zatrzymuje się w kilku interesujących miejscach po drodze. To inny rodzaj doświadczenia w porównaniu do starych kopalni rozsianych po całej Wyspie Północnej, gdzie głównie spacerujesz tunelami i oglądasz wysłużoną maszynerię.

Bilety są jednak dość drogie – samo Gold Discovery Center to koszt rzędu 25 NZD, a wycieczka z przewodnikiem 39 NZD. Bilet łączony na obie atrakcja kosztuje 59 NZD (ceny dla dorosłych).

Pozostałości po starych zabudowaniach na terenie kopalni
Waihi, Coromandel in New Zealand
Odkrywka w kopalni Martha
Waihi, Coromandel in New Zealand
Odkrywka w kopalni Martha
Minibus, w którym poruszają się turyści w ramach zwiedzania z przewodnikiem

Whangamata

Popularne miasteczko wakacyjne z restauracjami, imprezami, pięknymi plażami, takimi jak Whangamata Beach lub pobliska Onemana, oraz szeroką gamą atrakcji wodnych.

Wentworth Falls

Z Whangamata podążaj trasą Wentworth Valley Road przez około 8 kilometrów w głąb lądu. Zaparkuj samochód i udaj się w kierunku kempingu Wentworth. Stąd, przejście szlaku do wodospadu i z powrotem powinno zająć około 2 godzin. Trasa jest łatwa, przeważnie płaska i pokonuje po drodze dwa mosty. Wodospady mają 2 części, po około 20 metrów wysokości każda.

Tairua

Popularnym celem wycieczek jest Góra Paaku. Niegdyś wyspa wulkaniczna, dziś punkt widokowy z panoramą na miejscowości Pauanui i Tairua. Obszar ten był również przez długi czas zamieszkiwany przez plemiona Maorysów. Szlak na górę jest krótki (około pół godziny), ale bardzo stromy.

Coromandel Pennisula
Panorama from Mount Paaku

Hot Water Beach

Jeśli widzisz tłumy kopiące doły w piasku, a następnie wylegujące się w nich, to tak, jesteś w dobrym miejscu. Z daleka wygląda to dość komicznie, ale szybko biorę się do roboty i idę ich śladem! Gorąca woda wypływa z głębi ziemi dokładnie tutaj, w Hot Water Beach. Możesz zapłacić kilka dolarów za wypożyczenie łopatki lub po prostu poprosić przyjaznych ludzi na plaży. Należy pamiętać, że stworzenie własnego naturalnego spa możliwe jest w czasie odpływu (godziny można sprawdzić tutaj).

Hot Water Beach, Coromandel
Bardzo popularna Hot Water Beach
Hot Water Beach, Coromandel
Wykop własny dołek i ciesz się własnym naturalnym spa!

Cathedral Cove

Miejsce ze słynnym prześwitem w skale jest rzeczywiście malownicze, ale jakoś nie odczułem tego efektu wow. Wszystkie te zdjęcia na Instagramie z podbitym nasyceniem kolorów i dodatkowymi efektami wyglądają ładnie, ale kiedy dotrzesz na miejsce okazuje się, że aż tak cudownie nie jest.

Najlepiej przyjechać tu późnym popołudniem, aby uniknąć tłumów. Z parkingu to około 30-45 minut marszu w jedną stronę. Można również zostawić samochód w Hahei i ruszyć stamtąd (60-70 minut pieszo w jedną stronę) lub podjechać autobusem lub taksówką wodną.

Cathedral Cove, Coromandel
Słynny łuk w Cathedral Cove z jednej strony …
Cathedral Cove, Coromandel
…od środka…
… i z drugiej strony
Cathedral Cove, Coromandel
Formacje skalne w zatoce
Cathedral Cove, Coromandel
Plaża i skała z prześwitem w Cathedral Cove

Dzień 2 – Shakespeare Cliff Lookout, Otama Beach, Opito Bay, Waiau Falls, Kauri Grove, Coromandel Town

Drugi dzień jest w pełni poświęcony naturze. Dotrzesz do odległych plaż, ale także wodospadu, a także majestatycznych drzew kauri, takich jak w pierwotnych lasach na Wyspie Północnej.

Shakespeare Cliff Lookout

Malowniczy rezerwat położony między Cooks Beach a zatoką Flaxmill Bay. Doskonałe miejsce na krótki spacer z widokami na Mercury Bay. Można również zauważyć miejsce upamiętniające przybycie w 1769 roku okrętu HMS Endeavour pod dowództwem Jamesa Cooka.

Otama Beach oraz Opito Bay

W oba miejsca docieram drogą Black Jack Road. W większości jest ona szutrowa ale w dobrym stanie, więc nie ma żadnych problemów z prowadzeniem kampera. Pierwszy przystanek to długi odcinek plaży Otama. Pospaceruj i wsłuchaj się w dźwięki oceanu.

Kontynuując jazdę krętą drogą, w końcu docieram do zatoki Opito. Tutaj polecam zrobić dokładnie to samo, co na Otama Beach 🙂

Coromandel Pennisula, New Zealand
Otama Beach
Opito Bay
Coromandel Pennisula, New Zealand
Opito Bay

Waiau Falls oraz Kauri Grove

Obie atrakcje znajdują się przy drodze 309, więc z Opito Bay trzeba wrócić się w kierunku Kaimarama, a następnie skręcić w stronę Waiau. Wodospad ma tylko 10 metrów wysokości, ale rozmiar nie zawsze ma znaczenie 🙂 Jest to bardzo przyjemne miejscem na postój.

Wodospad Waiau

Od wodospadu do miejsca gdzie rosną Kauri jest zaledwie 10 minut. Nigdy wcześniej nie widziałem tego rodzaju drzew i muszę przyznać, robią wrażenie! Wystarczy sobie wyobrazić, że kiedyś cały półwysep Coromandel był pokryty takim właśnie pierwotnym lasem. Imponujące. Najstarsze okazy mają nawet 600 lat a ich olbrzymie pnie około 6 m w obwodzie. To jedne z największych oraz najdłużej żyjących gatunków drzew na świecie.

Tane Mahuta o średnicy 4,6 metra oraz wysokości 52 m jest największym wciąż stojącym drzewem kauri. Szacuje się, że ma od 1200 do 2000 lat. Na pewno nie możesz go przegapić podczas podróży przez Northland.

Maorysi wykorzystywali drewno kauri przez bardzo długi czas, zwłaszcza do budowy łodzi i domów. Guma również miała swoje zastosowanie – jako rozpałka oraz …. do żucia.

Przybycie Europejczyków spowodowało zdziesiątkowanie tych wspaniałych lasów. Drzewa masowo wycinano by pozyskać drewno o niezrównanej jakości, a także by oczyścić teren pod pola uprawne.

Coromandel Pennisula, New Zealand
Pierwszy szansa by podziwiać drzewa kauri!
Coromandel Pennisula, New Zealand
Fantastyczny spacer po lesie na półwyspie Coromandel

Coromandel Town

Odkrycie złota w latach 60. XIX wieku zaowocowało powstaniem osady, która szybko rozrosła się do ponad 10.000 mieszkańców. Warto wybrać się na spacer po mieście, by podziwiać wiktoriańską architekturę oraz zakończyć dzień pełen wrażeń tradycyjną rybką z frytkami przy zachodzie słońca 🙂

Muzeum Górnictwa i Historii znajdujące się w zabytkowym budynku Coromandel School of Mines przedstawia życie związane z górnictwem i jego wpływ na rozwój miasta. Prawdopodobnie nie starczy czasu na zwiedzanie tego samego dnia, ale zawsze można wpaść rano przed ruszeniem w dalszą trasę!

Coromandel, New Zealand
Zabudowania w Coromandel Town

Alternatywa: nocleg w Port Jackson / Fletcher Bay

Malownicza trasa prowadzi z miasteczka Coromandel na północ półwyspu. To około 60 km, ale żeby się tam dostać, trzeba liczyć przynajmniej 2 godziny. Droga jest szutrowa i momentami bardzo wyboista, więc czułem się trochę niepewnie, testując możliwości mojego vana w takim stopniu już w pierwszym tygodniu. Dotarłem do Rezerwatu Rekreacyjnego Macdonald, który jest mniej więcej w połowie drogi. Tutaj odpocząłem oraz podjąłem decyzję o powrocie.

Jeśli jednak zdecydujesz się jechać dalej, krajobrazy na pewno wynagrodzą wysiłek. Warto wyruszyć po południu, przenocować na jednym z kempingów DOC w Fletcher Bay lub Port Jackson i wrócić tą samą trasą do Coromandel Town następnego dnia rano.

Miłośnicy pieszych wędrówek również znajdą coś dla siebie, ponieważ Coromandel Coastal Walkway (3 godziny w jedną stronę) łączy dwie zatoki: Fletcher Bay z Stony Bay. Widoki po drodze podobno fantastyczne.

Coromandel Pennisula, New Zealand
Krótki postój w Rezerwacie Rekreacyjnym Macdonald
Coromandel Pennisula, New Zealand
Idealne miejsce na drzemkę?

Dzień 3 – Thames, Pinnacles

Punktem kulminacyjnym ostatniego dnia na półwyspie Coromandel jest bez wątpienia wędrówka na Pinnacles. Ale zanim udasz się w kierunku Coromandel Forest Park, przenieś się w czasy gorączki złota w świetnie utrzymanym Goldmine Experience w Thames.

Thames

Obecnie jest to największe miasto na półwyspie Coromandel, ale w przeszłości było nawet drugim co do wielkości miastem w Nowej Zelandii. Jak zwykle wszystko przez złoto. W tamtym czasie odkryto je w dolnej dolinie Kauaerange. Dwie mniejsze osady (Shortland i Grahamstown) zostały założone we wczesnych latach 60. XIX wieku w celu wspierania górnictwa , a później połączyły się tworząc Thames.

Wizyta w Goldmine Experience była zupełnie inna niż ta pierwszego dnia we współczesnej kopalni odkrywkowej w Waihi. Przewodnik w ciekawy sposób opowiada historię tego miejsca. Załóż kask, przejdź przez stary tunel, a następnie przyjrzyj się wciąż działającym maszynom w akcji. Są one naprawdę głośne, ale bez obaw, otrzymasz słuchawki ochronne!

School of Mines & Mineralogical Museum to kolejne historyczne miejsce na mapie miasta. Postanowiłem jednak je odpuścić, ponieważ po pierwsze minerały nie są dla mnie zbyt interesujące, a po drugie głównym planem na ten dzień była wycieczka na Pinnacles.

Coromandel, New Zealand
School of Mines & Mineralogical Museum

Szlak na Pinnacles

Po krótkim postoju w Pak’n’Save, aby zaopatrzyć się w żywność, ruszyłem w kierunku Coromandel Forest Park i Doliny Kauaeranga. Z centrum dla zwiedzających (gdzie można kupić mapy) do parkingu, skąd rozpoczyna się szlak, jest jeszcze kilka minut po nieutwardzonej drodze.

Według przewodnika, dotarcie do schroniska zajmuje 3 godziny, skąd po kolejnych 30-40 minutach podejścia osiąga się szczyt. Czasy przejść są w Nowej Zelandii dość przeszacowane, dlatego jeśli jesteś w przyzwoitej formie, licz około godzinę mniej. Najlepszym rozwiązaniem jest jednak nieprzejmowanie się tym w ogóle i po prostu cieszenie się wycieczką we właściwym dla siebie tempie.

Szlak na Pinnacles podąża trasą uczęszczaną niegdyś przez juczne konie, które przewoziły zapasy dla drwali oraz poszukiwaczy złota, pracujących w okolicy na początku XX wieku.

Pierwsze kilometry są umiarkowanie wymagające, ale cały czas idzie się pod górę. Po dotarciu do skrzyżowania można kontynuować dalej szlakami Webb Creek Track lub Billygoat Track. Najpopularniejszym wariantem jest podejście tym pierwszym, a następnie zajście drugim. Tak właśnie zrobiłem.

Im dalej, tym lepsze widoki. W końcu dotarłem do schroniska The Pinnacles. To popularne miejsce na nocleg i podziwianie nocnego nieba w takim miejscu bez wątpienia musi być ekstra. Nie miałem jednak rezerwacji, więc zamiast tego zjadłem szybki lunch, a następnie pokonałem ostatni odcinek wiodący na szczyt.

Bardzo przemawia do mnie taka wizualizacja problemu 🙂

Szczyt wydaje się być bardzo blisko, ale to trudne podejście. Najpierw po schodach, a później po metalowych drabinkach przymocowanych do skał. Skoncentruj się, ale również rozglądaj na boki – przecież górska panorama to główny powód, dla którego pokonujesz tę trasę 🙂 Będąc na szczycie, odczuwałem ogromną satysfakcję.

The Pinnacles, Coromandel
Pogoda była idealna – ciepło, ale z kilkoma chmurami rzucającymi cień
Górska panorama
The Pinnacles, Coromandel
Trekking w dwie strony powinien zająć około 6-8 godzin

Zszedłem z powrotem w kierunku schroniska The Pinnacles, a następnie kontynuowałem do skrzyżowania szlaków, tym razem wybierając Billygoat Track. Zmęczony, ale bardzo usatysfakcjonowany dotarłem na parking, na którym zostawiłem swojego vana.

To wszystko o podróży na półwysep Coromandel. Wspaniałe 3 dni pełne pięknych miejsc, historii i malowniczych szlaków pieszych. Mam nadzieję, że Wam również się spodoba. A jeśli pojawią się pytania, zapraszam do pozostawienia kamentarza!

GSS opuszcza Długopole Zdrój wspinając się ponad torami kolejowymi w kierunku lasu. Idąc jego skrajem mogłem zobaczyć ładną panoramę z polami uprawnymi i górami na horyzoncie. Niedługo potem wyszedłem na łąki. Wydaje się, że ten, kto planował Główny Szlak Sudecki, nie był na tyle bystry by wpaść na pomysł jak go oznaczyć jeśli nie ma akurat drzew w pobliżu. Dlatego przez kilka kilometrów szedłem w ciemno. Na szczęście śledzenie swojej lokalizacji w serwisie mapa-turystyczna.pl nie pozwoliło mi się zgubić. Wam proponuję zrobić to samo!

Główny Szlak Sudecki
Pola uprawne z lotu ptaka
Główny Szlak Sudecki
Szeroka ścieżka prowadząca przez otwarty teren
Główny Szlak Sudecki
Malownicze pola uprawne
Główny Szlak Sudecki
Warto patrzeć pod nogi!
Główny Szlak Sudecki
Dylematy z powodu braku oznaczeń szlaku
Główny Szlak Sudecki
Z Wilkanowa, szlak prowadzi w kierunku gór

Po przecięciu dość ruchliwej drogi nr. 33 ruszyłem w kierunku Wilkanowa, gdzie zaplanowałem swój pierwszy odpoczynek (około 7 km od punktu startu). Wiedziałem, że kolejne 6 km będzie głównie pod górę, więc był to dobry czas na uzupełnienie kalorii.

Pierwsza połowa była raczej łagodna, ale druga, prowadząca do Sanktuarium Najświętszej Marii Panny, rozgrzała mnie na dobre 🙂

Rzuciłem okiem na kościół i prywatne schronisko. Widoki dookoła były naprawdę piękne! Następnie zboczyłęm nieco z GSS i wszedłem na szczyt Iglicznej (845 m n.p.m.), by po chwili wrócić w dół tą samą drogą i ponownie ruszyć szlakiem czerwonym.

Igliczna, Główny Szlak Sudecki
Piękne krajobrazy w okolicy Iglicznej
Igliczna, Główny Szlak Sudecki
Igliczna z lotu ptaka
Igliczna, Główny Szlak Sudecki
Sanktuarium Najświętszej Marii Panny

Kolejne 3 kilometry momentami stromego zejścia doprowadziły mnie do drugiego co do wielkości wodospadu w Sudetach. Wodospad Wilczki powstał na linii uskoku tektonicznego, gdzie rzeka Wilczka spada z wysokości 22 metrów do kotła i biegnie dalej wąskim wąwozem zwanym kanionem amerykańskim.

Wodospad Wilczki, Główny Szlak Sudecki
Wodospad Wilczki w Międzygórzu

Szlak czerwony prowadzi dalej przez centrum Międzygórza. W 1840 r. miasto i okolice Masywu Śnieżnika nabyła księżna Marianna Orańska, żona księcia pruskiego Albrechta Hohenzollerna. Zainicjowała projekt deweloperski, tworząc popularne letnisko. Wciąż można tu podziwiać wyjątkowe XIX-wieczne budynki pensjonatów w stylu norweskim i tyrolskim.

Międzygórze, Główny Szlak Sudecki
Zabudowania Międzygórza

Kolejne 5-6 km to podejście do schroniska PTTK na Śnieżniku (1218 m n.p.m.). Jego przydomek „szwajcarski” pochodzi zarówno od stylu, w jakim został zbudowany obiekt, jak i od szwajcarskiego administratora. Będąc bardzo popularnym celem wycieczek jednodniowych, szlak jest szeroki i dobrze oznaczony. Ten odcinek to najtrudniejsza część dnia z największym przewyższeniem. Warto zwrócić uwagę na punkt widokowy zwany Kozimi Skałami na zboczu Średniaka.

Śnieżnik, Główny Szlak Sudecki
Schronisko PTTK na Śnieżniku
Śnieżnik, Główny Szlak Sudecki
Wiele szlaków spotka się przy schronisku PTTK na Śnieżniku

GSS nie prowadzi na szczyt Śnieżnika, ale… czy można go odpuścić będąc tak blisko? Decyzja nie mogła być inna i mimo, że chwilę się wahałem z powodu zbiżającej się burzy, niecałe pół godziny póżniej rozkoszowałem się spektakularnymi widokami ze szczytu.

Śnieżnik (1425 m n.p.m.) to najwyższy szczyt wschodniej części polskich Sudetów. Ze względu na znaczną różnicę wysokości między Śnieżnikiem a innymi szczytami w okolicy, jest on łatwo dostzegalny z daleka z daleka.

Śnieżnik, Główny Szlak Sudecki
Zielony szlak prowadzący na szczyt Śnieżnika
Śnieżnik, Główny Szlak Sudecki
Panorama ze szczytu

Zszedłem tą samą drogą i wróciłem na czerwony szlak prowadzący w dół ku Przełęczy Śnieżnickiej i dalej na Żmijową Polanę. Tu czekało mnie ostatnie krótkie podejście tego dnia – na Czarną Górę. Nie zapomnij od czasu do czasu spojrzeć za siebie. Wspaniałe widoki na Śnieżnik!

Śnieżnik, Główny Szlak Sudecki
Nie zapomnij spojrzeć za siebie by podziwiać sylwetkę Śnieżnika
Śnieżnik, Główny Szlak Sudecki
Ostatnie podejście tego dnia – na Czarną Górę

Na szczycie znajduje się wieża widokowa, niestety zamknięta dla turystów. Pozostały dystans (2 km) do Przełęczy Puchaczówka to dość strome zejście.

Najlepiej byłoby znaleźć nocleg gdzieś we wsi Sienna. Nie miałem niestety tyle szczęścia i nocowałem nieco dalej w pensjonacie Villa Diana niedaleko wsi Stronie. Na szczęście udało mi się złapać stopa i uratować nogi przed kilkoma kilometrami po asfaltowej drodze. Pokój był bardzo ładny i czysty, śniadanie w cenie a wieczorem można zrelaksować się w ogrodzie. Trzeba przyznać, że był to najdroższy nocleg podczas całej wędrówki. Czułem jednak, że sobie na to zasłużyłem 🙂

Pewnie nie przyjechałbym do Taurangi, gdyby nie odbiór mini kampera. Byłem bardzo podekscytowany, ponieważ przez następne tygodnie miał to być mój dom na kółkach. Plan był prosty. Szybko załatwić wszystkie formalności i spędzić resztę dnia na zwiedzaniu miasta!

Jak znalazłem ten samochód? To było jeszcze zanim wyjechałem do Nowej Zelandii. W mojej nudnej pracy miałem wystarczająco dużo czasu na przeglądanie stron internetowych wypożyczalni, czytanie blogów i artykułów innych podróżników. Tak trafiłem na Kiwi Road Trips i sprawdziłem ich ofertę vanów przerabianych na kampery.

Po kolejnym tygodniu rozmyślań o wszystkich zaletach i wadach takiego rozwiązania, stwierdziłem, że to najwygodniejszy i najtańszy sposób na poruszanie się po kraju. Nie martw się, pewnego dnia zabiorę się wkońcu do napisania artykułu na temat dostępnych środków transportu w Nowej Zelandii, od autobusów po wynajem lub zakup auta. Tymczasem, wróćmy do Taurangi.

Jak dotrzeć do Taurangi?

Intercity ma gęstą sieć połączeń autobusowych w całym kraju oraz dobre oferty dla turystów. Można kupić karnet na określoną liczbę godzin w podróży i to powinno wystarczyć, aby odwiedzić najpopularniejsze miejsca. Oczywiście te poza utartymi szlakami będą trudne do osiągnięcia i bardzo często jest to możliwe tylko samochodem.

Pobliskie lotnisko nie jest zbyt ruchliwe, ale obsługuje codzienne połączenia z Auckland, Wellington lub Christchurch.

Napisze kilka słów więcej na temat podróży autobusem, ponieważ obfitowała ona w emocje. Ruszając z Auckland wszystko było w porządku, do momentu kiedy na jednym z zakrętów pojazd otarł się lewą stroną o skały. Niezbyt mocno, ale każdy z pasażerów mógł poczuć uderzenie i małe kawałki szkła wylądowały na podłodze w jego tylnej części. Okno zostało wybite. Kierowca zatrzymał się, sprawdził uszkodzenia i zadzwonił do centrali. Niestety, w przypadku dalszej jazdy szkło mogło zacząć rozpadać się jeszcze mocniej, stwarzając zagrożenie dla pasażerów i innych użytkowników drogi. Rozwiązanie problemu było bardzo praktyczne i w stylu kiwi. Kierowca wziął miotłę, rozbił szybę do końca po czym kazał wszystkim przejść do przodu pojazdu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Przynajmniej nikt nie narzekał na brak świeżego powietrza. Takie sytuacje z pewnością nie zdarzają się zbyt często, więc bez obaw!

Na dworcu spotkałem Karen z Kiwi Road Trips i po podpisaniu niezbędnych dokumentów przyszedł czas na rozpoczęcie mojego roadtripa.

1-dniowy plan podróży

Tauranga to największe miasto w regionie Bay of Plenty i jedno z największych w kraju. Lokalizacja jest bardzo dogodna do dalszej eksploracji Wyspy Północnej. Rotorua, Taupo i Park Narodowy Tongariro znajdują się zaledwie kilkadziesiąt kilometrów stąd.

Centrum miasta nie jest tak popularne jak jego nadmorskie przedmieścia – Mount Maunganui czy Papamoa. Ale znacie mnie, zawsze chcę zobaczyć wszystko.

Dom misyjny The Elms – W 1838 roku została tutaj założona przez księdza Alfreda Nesbita Browna misja anglikańska i wzniesiono pierwsze zabudowania w Bay of Plenty. Zainicjowało to regularne kontakty między Maorysami i Pakeha (białymi ludźmi). Brown ciężko pracował, nauczając nawet w najbardziej odległych osadach. Niestety, po wojnie żołnierze osiedlili się na ziemiach wcześniej zajętych przez Maorysów i misja została zlikwidowana.

Przewodnik opowiadający historię tego miejsca był absolutnie fantastyczny. Mimo że bilet wstępu nie jest tani (15 NZD dla gości zagranicznych), jest to solidna część historii Nowej Zelandii, której nie można przegapić.

Cmentarz misyjny – Miejsce upamiętniające bitwy między siłami Wielkiej Brytanii i Maorysami jest świetną kontynuacją wizyty w domu misyjnym.

Tauranga, New Zealand
Dom misyjny, Tauranga
Tauranga, New Zealand
Wnętrze domu misyjnego podczas świetnego oprowadzania z przewodnikiem

Monmouth Redoubt – Kolejne miejsce pamięci. Taumatakahawai była ufortyfikowaną wioską Maorysów i znajdowała się w tym miejscu do czasu przejęcia jej przez siły brytyjskie, aby zatrzymać przepływ wojowników i wsparcie dla wodzów Maorysów.

Galeria Sztuki Tauranga – Zmieniające się wystawy prac współczesnych. Nie jestem ich fanem, dlatego odpuściłem zwiedzanie. Recenzje są jednak bardzo dobre, więc rozważ włączenie tego miejsca do swojego planu podróży.

W drugiej części dnia wsiadłem do samochodu udając się przedmieść, a konkretnie do Mount Maunganui. Trudno przeoczyć widziany z wielu miejsc wygasły wulkaniczny stożek położony na końcu półwyspu. Maunganui oznacza dużą górę, ale powiedzmy, że przy wysokości 232 m n.p.m. nazwa jest raczej przesadzona.

Rezerwat Mauao – istnieją dowody na obecność trzech ufortyfikowanych wiosek (pa) w rejonie góry. Tym samym jest to ważne i święte miejsce dla Maorysów. W okolicy przebiega kilka ścieżek spacerowych, z których najpopularniejsza prowadzi na szczyt. Potrzeba na to około 35-50 minut i można to zrobić podążając szlakami Oruahine, Waikorire, lub 4WD. Dokładna mapa dostępna jest tutaj. Podejście jest strome i bardziej męczące niż na to wygląda, ale widoki są piękne. Zwłaszcza w kierunku oceanu, trochę mniej te w kierunku portu. Popularna jest również pętla wiodąca u podstawy góry, która ma 3,4 km długości, a jej przejście zajmuje około 45 minut.

Tauranga, New Zealand
Widoki w pobliżu szczytu Maunganui
Ścieżka wiodąca na szczyt, przez rezerwat Mauao

Plaże Main Beach i Pilot Bay Beach – Pierwsza z nich znajduje się od strony oceanu, co sprawia, że jest bardziej popularna wśród osób polujących na większe fale. Można również z łatwością przejść na malutką wysepkę Moturiki. Druga natomiast znajduje się od strony zatoki i jest dużo spokojniejsza i lepsza dla rodzin z małymi dziećmi.

Tauranga, New Zealand
Plaża przy zatoce Pilot Bay
Tauranga, New Zealand
Plaża przy zatoce Pilot Bay

Mount Hot Pools (opcjonalnie) – Kąpiel w gorącej słonej wodzie brzmi dobrze i z pewnością pomoże odzyskać energię po całym dniu zwiedzania.

Punkt widokowy Minden – Położony około 13 kilometrów od centrum miasta. Kieruj się State Highway 2, a następnie skręć w lewo w Minden Road w miejscowości Te Puna. Panorama Bay of Plenty z pewnością jest warta nadrobienia kilku kilometrów.

Tauranga, New Zealand
Mount Maunganui oraz Bay of Plenty z punktu widokowego Minden

Po zwiedzaniu nadszedł czas, aby zaopatrzyć się w prowiant na kolejne dni. Udałem się do Pack’n’Save, który uważa się za najtańszy supermarket w Nowej Zelandii. Ponadto, zniżki na paliwo w ich stacjach benzynowym są dodatkowym chwytem marketingowym.

Karen i Pete polecili mi spędzić pierwszą noc w kamperze w McLarren Falls Park. Parking dla kamperów kosztuje 10 NZD i rzeczywiście było to bardzo przyjemne miejsce na łonie natury z czystymi toaletami, oraz grillem elektrycznym.

W poprzednim wpisie wspominałem, że moje plany na etap 12 zostały skorygowane z powodu deszczu i spędziłem noc w Dusznikach Zdroju. Zupełnie zapomniałem, że następnego dnia zaczyna się długi weekend i mogą być trudności z rezerwacją noclegu po drodze, zwłaszcza schroniska. A właśnie tam chciałem się zatrzymać 🙂 Kiedy zadzwoniłem rano do PTTK Jagodna, tylko się zaśmiali. Wszystko było już zarezerwowane kilka tygodni wcześniej. Spanie na podłodze również nie wchodziło w grę ze względu na ograniczenia związane z epidemią COVID-19.

Trasa: Duszniki Zdrój – Długopole Zdrój
Dystans: ~ 39 km

Było jasne, że przede mną długa droga aż do Długopola Zdroju. Wykonałem kilka telefonów, w poszukiwaniu wolnego pokoju i ostatecznie udało się w Ośrodku Wypoczynkowym Aleksander. Cena zdecydowanie zbyt napompowana w porównaniu do jakości, ale w te dni było tak absolutnie wszędzie. Wygląda na to, że Polacy mieli dość zamknięcia w domach z powodu COVID-19 i po poluzowaniu ograniczeń tłumnie ruszyli na przedłużony weekend na łono natury.

Na rynku w Dusznikach Zdroju odnalazłem czerwone oznaczenie szlaku, a nastepnie minąłem uzdrowiskową część miasta i zacząłem podejście w stronę oddalonego o 11 kilometrów Zieleńca. Ścieżka prowadzi bardzo łagodnie aż do Podgórza, po czym staje się trochę trudniejsza. Nie jest to jednak nic nadzwyczajnego.

Duszniki Zdrój, Główny Szlak Sudecki
Panorama Dusznik Zdroju
Duszniki Zdrój, Główny Szlak Sudecki
Wzgórza otaczające Duszniki Zdrój

Słyszałem odgłos samochodów jadących gdzieś na szczycie wzniesienia i rzeczywiście wkrótce wyszedłem na asfaltową drogę. To Autostrada Sudecka. Jedyne, co ma wspólnego z prawdziwymi autostradami, to nazwa. Dla osób idących GSS to akurat zaleta, bo czerwony szlak prowadzi skrajem drogi aż do Zieleńca. Ruch jest minimalny, więc trzymaj się lewej strony jezdni i pokonaj ten odcinek jak najszybciej.

Główny Szlak Sudecki
Czerwony szlak łączy się z Autostradą Sudecką
Zieleniec, Główny Szlak Sudecki
Schronisko PTTK Orlica

Z licznymi wyciągami narciarskimi, Zieleniec zimą musi być bardzo ruchliwym miejscem. Jednak na wiosnę był kompletnie martwy i zatrzymałem się tylko na moment w PTTK Orlica, by wypić herbatę i zjeść przekąskę.

Przez kolejne 4 kilometry szlak prowadzi w dół w kierunku Rezerwatu Przyrody Pod Zieleńcem. Jest to obszar z torfowiskami, co prawda mało widocznymi z GSS, ale po odbiciu na lokalne ścieżki, widoki z pewnością będą lepsze. Warto przejść się po drewnianej platformie widokowej.

Torfowisko pod Zieleńcem, Główny Szlak Sudecki
Drewniana platforma widokowo w Rezerwacie Przyrody Pod Zieleńcem
Torfowisko pod Zieleńcem, Główny Szlak Sudecki
Torfowiska widziane z drona

Stąd do Spalonej i schroniska PTTK Jagodna jest około 15 kilometrów bez większych różnic wysokości. Mijana po drodze wieś Lasówka, z malowniczym kościołem, jest świetnym miejscem na krótki piknik i odpoczynek. Potem był nieco monotonny odcinek przez las, aż wyszedłem w pobliżu wyciągu narciarskiego w Spalonej. Idąc wzdłuż niego na sam szczyt wzgórza dotarłem do niezwykle wówczas obleganego schroniska PTTK Jagodna. Długi weekend, pora obiadowa, możliwy dojazd samochodem. Wszystko to oznacza jedno – tłumy turystów.

Główny Szlak Sudecki
Błotnisty leśny szlak
Główny Szlak Sudecki
Wyciąg narciarski w Spalonej

Jeśli masz czas lub nocujesz w schronisku, warto przejść łatwy niebieski szlak prowadzący na najwyższy szczyt Gór Bystrzyckich – Jagodną (977 m n.p.m.). To około 4 km, czyli godzina w jedną stronę. Widoki są szczególnie ładne z nowo wybudowanej wieży widokowej.

GSS czerwony) prowadzi z kolei od PTTK Jagodna ponownie wzdłuż Autostrady Sudeckiej. Po około 4 kilometrach skręca w lewo i schodzi do Ponikwy. Uważaj, bo łatwo można się rozpędzić i przegapić oznaczenie szlaku. Przed Ponikwą trzeba pokonać dość zarośnięte łąki, a ścieżka jest ledwo widoczna. Wypatruj traw przygniecionych przez buty innych wędrowców i kieruj się w stronę zabudowań.

Główny Szlak Sudecki
Czerwony szlak ponownie wraca na Autostradę Sudecką aż nagle skręca w lewo….
Główny Szlak Sudecki
…przecina łąki…
Główny Szlak Sudecki
…aż do pierwszych zabudowań Ponikwy

Tuż po opuszczeniu Ponikwy szlak skręca w lewo i dalej szutrową drogą oraz lasem prowadzi do Długopola Zdroju. Na szczęście tym razem hotel jest bardzo blisko, więc żadnych dodatkowych kilometrów błądząc po miejscowości. To był długi dzień i zwiedzanie musiało poczekać do rana.

Długopole Zdrój to najmniejsze i prawdopodobnie najmniej popularne uzdrowisko na Głównym Szlaku Sudeckim. Woda wypływająca z terenu wyrobisk starej kopalni została pobrana do zbadania i okazała się wystarczająco zdrowa by założyć w 1802 miasto uzdrowiskowe, wtedy znane jako Bad Langenau. Wkrótce potem kuracjusze zaczęli korzystać z kąpieli leczniczych. Warto zajrzeć do pijalni i spróbować wód mineralnych. Poza tym, do zwiedzania nie ma absolutnie nic.

Główny Szlak Sudecki
Panorama Ponikwy i Długopola Zdroju
Długopole Zdrój
Pijalnia wód mineralnych, Długopole Zdrój

Waiheke była trzecią wyspą, którą odwiedziłem przy okazji pobytu w Auckland (po Rangitoto i Motutapu). Fantastyczne plaże, sporty wodne, wycieczki piesze, wędkarstwo, winiarnie. Wydaje się, że tutaj naprawdę ciężko o nudę. Mieszkańcy Auckland są wielkimi szczęściarzami, mogąc wyskoczyć tu nawet na kilka godzin i oderwać się od wielkomiejskiego zgiełku.

Jak dotrzeć na Waiheke?

Na wyspę można łatwo dotrzeć z Fullers 360. Rejs promem z centrum Auckland trwa około 40 minut i kosztuje 42 NZD w obie strony.

Waiheke Island, New Zealand
Zbliżając się do zatoki Matatia

Jak poruszać się na wyspie?

Po przybyciu na terminal promowy w zatoce Matatia, kupiłem jednodniowy bilet na lokalne autobusy. Kursują one w różne miejsca na wyspie z wieloma przystankami po drodze, a koszt to około 10 NZD.

waiheke map
Źródło: https://www.tourismwaiheke.co.nz/

Istnieje również droższa alternatywa – autobus typu HOP-ON HOP-OFF obsługiwany przez Fullers 360. Jego przystanki ograniczone są do atrakcji turystycznych i winiarni. Bilet łączony, obejmujący rejs promem w obie strony oraz autobus kosztuje 68 NZD. O ile nie masz zamiaru docierać do miejsc poza trasą transportu publicznego, a odwiedzanymi przez HOP-ON HOP-OFF busa, nie widzę korzyści z wyboru tej opcji.

Inne możliwe środki transportu na wyspie to wypożyczone rowery, skutery, samochody lub po prostu taksówki.

1 dniowy plan podróży

Pierwszy prom z Auckland do Waiheke odpływał o 8 rano i żeby mieć jak najwięcej czasu na wyspie, oczywiście byłem na pokładzie. Poranek wydawał się być bardzo pochmurny, ale wkrótce po przybyciu do Matatia Bay słońce zaczynało już palić przez chmury. Nie powtórzyłem błędu z wypadu na Rangitoto i jeszcze na promie nałożyłem krem przeciwsłoneczny na odsłoniętą skórę.

Kupiłem całodzienny bilet na lokalne autobusy i wsiadłem do linii 502 jadącej w kierunku Rocky Bay. Kierowca wydawał się być zaskoczony, kiedy powiedziałem gdzie zmierzam i przez krótką chwilę zawahałem się czy czegoś nie pokręciłem. Koniec końców, nie zmieniłem zdania. Im mniej popularne miejsce, tym lepiej!

Powodem, dla którego się tam udałem był Park Regionalny Whakanewha. Niesamowite miejsce, w którym prawdopodobnie mógłbym spędzić cały dzień, błąkając się powoli po wytyczonych szlakach. Do przypływu wciąż pozostało trochę czasu, a ocean wyglądał raczej jak spokojna kałuża.

Waiheke Island, New Zealand
Poranek w Rocky Bay
Waiheke Island, New Zealand
Park Regionalny Whakanewha ma wiele szlaków pieszych

Najpierw podążałem szlakiem Dotties Lane Track, a potem przeszedłem dwie małe pętle: Rua Loop Track i Pa Look Track. Po tym ruszyłem w kierunku Cascades Stream z małymi wodospadami, idąc Nikau Track, który później łączy się z Tarata Track. Wszystkie z nich były niezwykle malowniczymi trasami w zupełnie nowym dla mnie typie lasu. Przynajmniej wtedy, bo kolejne 3 miesiące w Nowej Zelandii obfitowały w jeszcze więcej przyrodniczych niespodzianek. Tutaj lokalsi nawet nie nazywają tego lasem. To busz. Wszędzie pełno paproci, palm i śpiewających ptaków.

Waiheke Island, New Zealand
Natura w najlepszym wydaniu!
Waiheke Island, New Zealand
Niczym spacer pod gigantycznymi parasolami
Waiheke Island, New Zealand
Liście paproci to symbole Nowej Zelandii

Wizyta w Parku Regionalnym Whakanewha zajęła mi około 2-3 godzin. Szczegółowa mapa jest dostępna na stronie internetowej Rady Miasta Auckland.

Moim kolejnym celem była plaża Onetangi. Ze względu na godziny szczytu, autobusy wydawały się być napakowane po brzegi turystami. Mapy Google pokazały, że piechotą to tylko około godziny, głównie szlakiem Waiheke Cross-Island Walkway. Dodatkowo, po drodze można było zwiedzić Muzeum Waiheke. Same zalety, więc ruszyłem 🙂

Jest tu zrekonstruowana szopa z eksponatami, kilka starych domów, centrala telefoniczna i więzienie. Warto zatrzymać się i poznać historię wyspy. Wejście nic nie kosztuje, sugerowana jest darowizna.

Waiheke Island, New Zealand
Stare budynki w Muzeum Weiheke
Weiheke Island, New Zealand
Muzeum Waiheke to dobry przystanek między Rocky Bay a Onetangi Beach

Plaża Onetangi miała ładny piasek, a małe fale sprzyjały kąpielom. Było tam również znacznie mniej ludzi niż się spodziewałem. Przyjemne miejsce na lunch i odpoczynek.

Weiheke Island, New Zealand
Spokojna plaża Onetangi
Weiheke Island, New Zealand
Widok na jachty oraz wzgórza
Weiheke Island, New Zealand
Krótka kąpiel to najlepszy sposób na nabranie nowej energii

Ponownie złapałem autobus 502, tym razem w kierunku plaży Blackpool. Spokojne miejsce, popularne wśród kitesurferów, do tego kilka zacumowanych jachtów. Idąc dalej wzdłuż The Esplanade, niespodziewanie ujrzałem malowniczy wrak statku widoczny w pełnej okazałości w czasie odpływu. To kadłub łodzi handlowej Rahir.

Kitesurfer wykorzystujący doskonałe warunki przy plaży Blackpool
Niespodziewane odkrycie – wrak statku
Weiheke Island, New Zealand
Kadłub łodzi handlowej Rahir widoczny w czasie odpływu

Jak wspomniałem wcześniej, wyspa Waiheke słynie z dwóch atrakcji: plaż oraz winnic. Plaże już sprawdziłem. Nadszedł czas na przerwę i degustację wina. Najbliższej znajdowała się winiarnia i restauracja Mudbrick. Za 10 NZD miałem okazję spróbować 3 z ich produktów. Smakowały doskonale, szczególnie na uroczym zacienionym tarasie.

Ostatnim przystankiem była plaża Oneroa, około pół godziny spaceru z winnicy. Jest to bardzo dostępne i popularne miejsce, ze względu na położenie blisko terminalu portowego. Plaża bez większej historii i atmosfery i zdecydowanie moja najmniej ulubiona na Weiheke.

1 dzień spędzony na wyspie w 100% spełnił moje oczekiwania. Czy mógłbym zostać dłużej? Jak najbardziej. Przy tak wielu atrakcjach i miejscach do zobaczenia, czas leci bardzo szybko. A jeśli dopadnie Cię zmęczenie, nie ma nic lepszego niż kieliszek wina lub relaks na plaży.

Plan na ten etap był początkowo ambitniejszy, ale warunki pogodowe szybko go zweryfikowały. Rozpoczynając w Kudowie Zdroju, skręciłem w ulicę Słoneczną mijając Ekocentrum Parku Narodowego Gór Stołowych. Następnie, przecinając drogę prowadzącą do Dańczowa, dotarłem do Przełęczy Lewińskiej (535 m n.p.m.), około 6 km od punktu startowego.

Trasa: Kudowa Zdrój – Duszniki Zdrój
Dystans: ~ 15 km

Widoki były niezłe, mimo ponurej i mglistej pogody. Szlak poprowadził mnie przez pola i w jednym miejscu musiałem pokonać zamkniętą bramę, z małymi drewnianymi schodkami umożliwiającymi przejście piechurom. Podobne spotykałem wcześniej w Alpach i w Nowej Zelandii.

Główny Szlak Sudecki
Wiejskie widoki po opuszczeniu Kudowy Zdroju
Główny Szlak Sudecki
Szlak wiodący pośród pastwisk
Główny Szlak Sudecki
Brama i schodki dla pieszych wiodące na drugą stronę

Kolejne 3 kilometry łagodnego podejścia prowadzą w kierunku Grodźca (803 m n.p.m.). Tutaj musiałem się zatrzymać, aby założyć kurtkę przeciwdeszczową i pokrowiec na plecak, ponieważ początkowa mrzawka zmieniła się w ulewny deszcz. Niezbyt było to przyjemne i po raz pierwszy przyszedł mi do głowy pomysł skrócenia dzisiejszego dnia i noclegu w Dusznikach Zdroju.

Przez 2 kilometry od Grodźca było łagodnie z górki, aż dotarłem do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim, prowadzącym w stronę ruin zamku Homole z XIII-XIV wieku. To tylko 10-15 minutowe odbicie z GSS. Najpierw idąc po drewnianej platformie, a potem schodami prowadzącymi na szczyt wzgórza zamkowego.

Byłem bardzo szczęśliwy widząc przed sobą ławkę. Zdjąłem plecak, zrobiłem kanapkę i cieszyłem się (krótką) chwilą bez deszczu. Nie było tu żywej duszy, a mgła sprawiła, że atmosfera była wyjątkowa.

Jeśli chodzi o same ruiny, to do zwiedzania pozostało niewiele. Po obejściu czegoś, było kiedyś wieżą, ruszyłem w drogę powrotną.

Na szczycie wzgórza zamkowego
Główny Szlak Sudecki
Ruiny zamku Homole

Pozostający odcinek do Duszników Zdroju jest łatwy i delikatnie z górki. Jedyną trudnością w tych warunkach było błoto. Po około 4 kilometrach byłem już w biurze informacji turystycznej, pytając o rekomendację noclegu. Najlepszą opcją wydawało się schronisko PTTK Pod Muflonem, niestety jednak bez wolnych miejsc. W czasach COVID-19 lepiej zadzwonić i zapytać o dostępność niż iść w ciemno. Koniec konców wylądowałem w Agrotustyce u Baltazara. Spory kawałek od rynku.

Główny Szlak Sudecki
Szlak prowadzący w kierunku Duszników Zdróju

Dopiero co wybiło południe, więc mając resztę dnia do dyspozycji, postanowiłem odwiedzić Muzeum Papiernictwa. Bilet kosztuje 22 zł i z powodzeniem można tu spędzić godzinę lub dwie. Stała ekspozycja opowiada o historii papieru i sposobie jego wytwarzania na Śląsku jak i na świecie. Co ciekawe, cały proces wciąż można obserwować na żywo. Dla chętnych dostepne są również warsztaty.

Duszniki Zdrój
Muzeum Papiernictwa w Dusznikach Zdroju

Duszniki Zdrój to kolejne uzdrowiska na trasie Głównego Szlaku Sudeckiego, według mnie jedna z najbardziej urokliwych. Zabiegi lecznicze rozpoczęto w 1751 r. W 1822 r. zbudowano pijalnię wód mineralnych. W następnych latach rozwój był kontynuowany, a miasto odwiedziło wiele znanych osób, m.in. Fryderyk Chopin oraz Felix Mendelssohn-Bartholdy (niemiecki kompozytor). Warto rzucić okiem na Teatr Zdrojowy im. Fryderyka Chopina, upamiętniający pobyt i koncerty artysty w sierpniu 1826 roku, a także na rynek i otaczające go kamienice.

Murals nearby market square in Duszniki Zdrój
Murale w pobliżu rynku
Murals nearby market square in Duszniki Zdrój
Murale w pobliżu rynku
Duszniki Zdrój
Jedna z uliczek w centrum Duszników Zdroju
Duszniki Zdrój
Pijalnia wód mineralnych

To było na tyle. Pozostałą część dnia spędziłem odpoczywając, gotując oraz oglądając seriale. Takie dni na szlaku też są potrzebne 🙂

Ijen to wciąż aktywny, ale od dłuższego czasu spokojny wulkan we wschodniej Jawie. Będąc miejscem występowania naturalnego fenomenu niebieskiego ognia, przyciąga tysiące turystów gotowych wyruszyć w środku nocy, aby zobaczyć wyjątkowe płomieni na własne oczy. Możliwe jest to tylko tutaj i na Islandii!

Jak dojechać?

Góra Ijen znajduje się we wschodniej Jawie i najłatwiej dostać się tam promem z Bali lub z najbliższego lotniska w Surabaya. Organizatorzy wycieczek oferują jednodniowe wypady z Bali z odbiorem z hotelu i jest to popularna opcja wśród turystów. Wschodnia Jawa ma jednak znacznie więcej do zaoferowania, więc warto pomysleć o dłuższym pobycie.

Dla osób podróżujących na własną rękę, najlepiej jest zatrzymać się w Banyuwangi i tam poszukać transportu (samochód / skuter) lub zorganizowanej wycieczki.

Gdzie się zatrzymać?

Javalindra Homestay okazał się być doskonałą bazą wypadową do zwiedzania okolicy. Pokój jak i wspólna łazienka oraz salon były bardzo czyste. W cenę wchodzi śniadanie (smażony ryż), jest również możliwość wypożyczenia skutera. Poza tym właściciel jest po prostu przyjaznym facetem, który dodatkowo podrzucił mnie na dworzec autobusowy, kiedy miałem wyjeżdżać do Semarang.

Wspominając o planach wycieczki na Ijen, od razu dostałem maskę do oddychania, która jest obowiązkowa i przynajmniej częściowo pomaga zredukować intensywny zapach wydobywających się tam gazów. Maski można również wypożyczyć na szlaku wiodącym w stronę krateru, ale ich jakość może budzić wątpliwości.

Początek przygody

Pierwszy budzik odezwał się o 23:30. Czas zacząć nowy dzień przed zakończeniem poprzedniego! Ciężko było to dobrze zgrać, ponieważ zwykle nie kładę się spać bardzo wcześnie. Próbowałem zmusić się do snu już o 21:00, ale okazało się to wielką porażką.

Szybko spakowałem ciepłe ubrania i czapkę (szczyt znajduje się na wysokości 2799 m n.p.m., więc jest chłodno), latarkę, aparat, przekąski, założyłem buty trekkingowe i kilka minut po północy odpalałem już wypożyczony skuter.

Ijen volcano in Indonesia
Maski są niezbędne podczas przebywania na Ijen

Noc była zimna i ciemna, ponieważ byłem w zasadzie jedynym pojazdem na drodze. W pewnym momencie zastanawiałem się, czy podążam właściwą drogą, ale im bliżej celu, tym więcej pojawiało się samochodów. Po 1,5 godziny (tak, to dość długa jazda) dotarłem na parking, na którym pierwsze zorganizowane grupy przygotowywały się do wyjścia, pijąc gorące napoje.

Bilet wstępu kosztuje 100,00O IDR w dni powszednie i 150,000 IDR w weekendy. Za budynkiem kasy ścieżka zaczyna prowadzić pod górę, na początku łagodnie a później bardziej stromo. Jest jednak szeroka i dobrze utrzymana. Na pewno nie ma potrzeby wynajmowania przewodnika – nie da się zabłądzić. Po drodze spotkasz jednak wielu gości, którzy pracują wydobywając siarkę i znoszą ją na swoich ramionach w dużych koszach do wioski. Oferują oni odprowadzenie turystów do krateru za kolejne 150,000 lub 200,000 IDR, ponieważ i tak jest to dla nich po drodze.

Nie są to duże pieniądze, więc jeśli będziesz czuł się pewniej idąc razem z samozwańczym przewodnikiem niż na własną rękę, warto roważyć tę opcję. Sam wahałem się czy tego nie zrobić. Wyruszyłem dość wcześnie i na szlaku nie było zbyt wielu świateł czołówek, za którymi można było podążać. W takiej sytuacji można po prostu zrobić sobie krótką przerwę i poczekać na pierwszą falę turystów, a następnie przyczepić się do nich. W końcu i tak wszyscy udają się w to samo miejsce.

Od punktu początkowego, w zależności od kondycji, dotarcie do skraju kaldery zajmuje około 1 – 1,5 godziny. Tutaj możesz zdecydować, czy odbić w prawo i kontynuować wędrówkę do miejsca wschodu słońca, czy zejść do krateru i zobaczyć niebieski ogień. Oczywiście większość turystów najpierw schodzi w dół, a następnie wraca do góry na wschód słońca (zwykle około 5:00 – 5:45 w zależności od pory roku).

Tutaj szlak zmienia się w nieco trudniejszy i wiedzie po kamiennych stopniach. Nic strasznego ale zachowaj ostrożność. Wygląda to po prostu trochę gorzej niż w rzeczywistości, z powodu otaczających ciemności. Warto mieć założoną maskę przeciwgazową. Po 20 – 30 minutach będziesz już obok największego siarkowego jeziora na świecie, czekając na spektakl niebieskiego ognia. PH wody zawierającej kwas solny i siarkowy jest mniejsze niż 0,3, co oznacza, że może rozpuszczać metal. Ma wyjątkowy turkusowo-zielony kolor, którego nie zobaczysz w ciemności, ale na pewno rzuci się w oczy po wschodzie słońca.

Będąc tam, miałem szansę po prostu stać w ciszy i obserwować pracę górników. To mieszkańcy pobliskich wiosek, pracujący bez masek, idący tą samą trasą co turyści, tyle że 3-4 razy dziennie i z obciążeniem do 80 kg na plecach. Wszystko to za około 800 – 1,000 IDR za kilogram siarki. Brzmi jak żart, ale niestety to prawda. Nie ma sie co dziwić, że oferują oni swoje usługi jako przewodnik lub sprzedają małe pamiątku wykonane z siarki.

Mount Ijen, Indonesia
Górnik pracujący tuż obok błękitnego ognia
Mount Ijen, Indonesia
Małe figurki z siarki są doskonałymi pamiątkami
Mount Ijen, Indonesia
Górnicy sprzedający małe figurki z siarki

W końcu niebieski ogień zapłonął na dobre i jego obserwacja była naprawdę niesamowita, chociaż spodziewałem się czegoś innego Miałem wielkie szczęście być na miejscu przed wszystkimi zorganizowanymi grupami i spędziłem tam ponad 45 minut, zanim zrobiło się tłoczno. Od czasu do czasu wiatr kierował w moim kierunku chmurę gazów, ale nie było to nic niepokojącego. Nie zdejmuj maski, zamknij na moment oczy aby uniknąć podrażnienia i uważaj na sprzęt elektroniczny, który niekoniecznie lubi takie warunki.

Niebieski ogień jest wynikiem spalania gazów siarkowych. Wydobywają się one przez szczeliny w wulkanie, pod wysokim ciśnieniem i w temperaturze nawet do 600C, po czym dochodzi do zapłonu w reakcji z powietrzem. Niebieski ogień jest często mylony z lawą, ponieważ niektóre gazy zamieniają się w płynną siarkę, powoli spływając po zboczach Ijen.

Niebieski ogień

Ruszyłem z powrotem do góry i przy mijaniu tłumów turystów idących w przeciwnym kierunku byłem baaaardzo szczęśliwy, że byłem na dole znacznie wcześniej. Ich światła czołówek przypominały długi łańcuch, łączący okolice jeziora z początkiem szlaku na skraju krateru. Ruszyłem dalej w górę w kierunku punktu widokowego by podziwiać zbliżający się wschód słońca.

Mount Ijen in Indonesia
Wschód słońca na górze Ijen
Mount Ijen in Indonesia
Wschód słońca na górze Ijen

Wyłaniające się z ciemności krajobrazy oraz kolory nieba były naprawdę imponujące. W Indonezji widziałem prawdopodobnie najwięcej wschodów słońca w swoim życiu i z pewnością był to jeden z najbardziej spektakularnych.

Na górze spotkałem grupę przyjaznych lokalsów, którzy poprosili o wspólne zdjęcie. Dlaczego nie? Z przyjemnością! Tak naprawdę, w Indonezji jest to normalnie. Jakoś nie wyobrażam sobie, żeby ktoś zatrzymał inną osobę na ulicy w Europie i z powodu innego koloru skóry prosił o selfie. W Indonezji nie ma jednak durnych i niepotrzebnych granic społecznych, a ludzie są niezwykle otwarci.

Mount Ijen in Indonesia
Z grupą lokalsów tuż po wschodzie słońca

Droga w dół zajęła mi zaskakująco dużo czasu, nie dlatego, że była trudna, ale raczej dlatego, że nie mogłem przestać fotografować. Jezioro wewnątrz krateru i miejsce, w którym stałem przed godziną podziwiając niebieski ogień, były teraz wyraźnie widoczne.

Mount Ijen in Indonesia
Ijen o wschodzie słońca
Mount Ijen in Indonesia
Surowy wulkaniczny krajobraz

Jeśli nie masz ochoty na spacer powrotny, lokalsi z przyjemnością zwożą leniwych turystów w dół. Wygląda to trochę niedorzecznie, ale jest to tylko kolejny sposób na dorobienie. Zdecydowanie nie można im odmówić kreatywności i determinacji.

Po powrocie na parking musiałem wytrzeć siedzenie skutera, ponieważ było całe mokre od porannej rosy. Kask od wewnątrz niestety również. Przekręciłem kluczyk i … silnik nie odpalił! Byłem pewien, że mam dość paliwa a dzień wcześniej korzystałem z tego samego skutera bez żadnych problemów. Na szczęście miejscowi, widząc podenerwowanego białasa, od razu ruszyli na pomoc i uruchomili silnik w starym stylu – z kopniaka. Indonezja była zaledwie pierwszym krajem, w którym tak często podróżowałem na skuterze, więc brakowało mi tej wiedzy 🙂 Z tym zawsze będzie kojarzyć mi się Indonezja. Nawet jeśli podróżujesz samotnie, poza utartym szlakiem i potrzebujesz pomocy – zawsze możesz na nią liczyć i w ogóle nie musisz o nią prosić. Przychodzi sama. To zupełnie inne nastawienie ludzi niż w Europie, gdzie każdy gdzieś biegnie i jest zajęty tylko sobą.

Czy poleciłbym nocną wycieczkę na Ijen?

Zdecydowanie. Nocna wycieczka na aktywny wulkan w celu podziwiania spektakularnej przyrody to zdecydowanie coś, co kocham i dobrze wpisuje się w mój podróżniczy charakter. Mogę to porównać do wejść na Semeru, Inierie czy Kerinci, także w środku nocy, aby podziwiać wschód słońca.

W porównaniu do nich, Ijen jest jednak znacznie mniej wymagający, a przez to bardziej popularny i zatłoczony.

5 wskazówek przed wyjazdem

Wyrusz wcześnie i zwiedzaj niezależnie

Zjawiając się w kraterze przed zoorganizowanymi grupami, będziesz miał wystarczająco dużo czasu, aby podziwiać niebieski ogien i zrobić ekstra fotki. Najlepiej wyruszyć z Banyuwangi około północy. Nie zawracałbym sobie głowy wykupywaniem wycieczek, ale każdy woli co innego. Z pewnością nie potrzebujesz przewodnika, aby odnaleźć się na miejscu. By dotrzeć na parking, wynajmij skuter lub samochód z kierowcą (zapytaj w miejscu zakwaterowania).

Zabierz ciepłe ubrania oraz maskę gazową

Temperatura w nocy na tej wysokości może spaść znacząco, dlatego załóż kilka warstw, by czuć się komfortowo, ale również by łatwo się rozebrać po wschodzie słońca. Po powrocie wszystkie ciuchy będą musiały trafić do prania, w przeciwnym wypadku wszyscy będą wiedzieć, że byłeś na Ijen (intensywny zapach siarki). Maskę przeciwgazową można wypożyczyć w miejscu zakwaterowania lub w drodze do krateru.

Załóż porządne buty trekkingowe

Nie jest to trudna wędrówka, ale jednak wędrówka w środku nocy i odpowiednie buty sprawią, że będzie ona o wiele przyjemniejsza, szczególnie podczas schodzenia do krateru.

Unikaj chmury gazów

Przebywając w pobliżu niebieskiego ognia, staraj się unikać chmury gazów przenoszonej przez wiatr. Jeśli zmierza w Twoim kierunku, zamknij oczy by uniknąć podrażnienia i schowaj aparat do plecaka.

Bądź przyjazny i wspieraj lokalną społeczność

Lokalski mogą być nieco nachalni w próbach nakłonienia do korzystania z ich usług jako przewodnika. Zgódź się, jeśli czujesz, że jest do dobry pomysł, lub grzecznie odmów i idź dalej. Małe figurki z siarki są świetnymi pamiątkami z tego miejsca. Warto mieć drobne i kupić kilka dla siebie lub znajomych, przy okazji wspierając ciężko pracujących górników.

Wambierzyce położone są na około 204, a Kudowa Zdrój na 232 kilometrze Głównego Szlaku Sudeckiego. To znaczy, że gdzieś między tymi dwiema miejscowościami, powinienem świętować połowę mojej przygody! Ale tego dnia nie mogłem doczekać się także z innego powodu. Trasa prowadzi przez malownicze Góry Stołowe i miałem wszelkie powody by wierzyć, że będzie przepięknie!

Trasa: Wambierzyce – Kudowa Zdrój
Dystans: ~28-30 km

Początek dnia był dość ponury z powodu nudnego terenu, asfaltowych dróg i lekkiego deszczu. Zaczęło to wyglądać lepiej po 4 kilometrze, kiedy minąłem Studzienno i wszedłem do Parku Narodowego Gór Stołowych. Szlak prowadzi w górę w kierunku Rogacza (707 m n.p.m.). Zza drzew widocznych było coraz więcej przedziwnych formacji skalnych. Dokładnie to, na co czekałem!

.

Ukształtowanie terenu jest zupełnie wyjątkowe, a pochmurna i lekko mglista pogoda potęgowała odczucia. Kształty niektórych skał przypominają ogromne grzyby, stąd zresztą ich nazwa – Skalne Grzyby. Jest to wynikiem erozji piaskowca, która postępuje znacznie szybciej w niższych partiach skał. Przyznaję, że spędziłem mnóstwo czasu fotografując wszystko dookoła. Choć jak zwykle, nie ma znaczenia, ile czasu poświęcę na zdjęcia, nigdy nie jestem z nich w pełni zadowolony. Może to brak talentu, a może niekończące się dążenie do doskonałości (pewnie to pierwsze).

W każdym razie, z Rogacza do parkingu przy Burzowej Łące jest jakieś 5,5 kilometra. Jak zwykle, parkingi oznaczają więcej turystów i zasada sprawdziła się i tym razem. Mam na myśli większy ruch jak na standardy Głównego Szlaku Sudeckiego, bo zwykle ludzi raczej nie ma wcale. Nawet tu nie było tak tłoczno, jak można się było spodziewać. Turystyka w czasach COVID-19 nie wróciła jeszcze do formy.

Park Narodowy Gór Stołowych
Przejście przez drogę w pobliżu parkingu przy Burzowej Łące

Kolejne 5 kilometrów to przeważnie płaska ścieżka zwana Drogą nad Klifem. Bądź czujny! W pewnym momencie zauważysz małą, nieoznakowaną dróżkę odchodzącą w prawo. Zejdź ze szlaku i idź nią do końca (około 5 min), a zrozumiesz znaczenie tej nazwy. Następnym punktem na trasie będzie już Szczeliniec Wielki (919 m n.p.m.).

Szczeliniec Wielki w Górach Stołowych
Szlak do schroniska na Szczelińcu
Szczeliniec Wielki w Górach Stołowych
Po kamiennych stopniach na górę
Szczeliniec Wielki w Górach Stołowych
Widok ze Szczelińca Wielkiego
Szczeliniec Wielki w Górach Stołowych
Schronisko na Szczelińcu

Mimo że czerwony szlak nie prowadzi na szczyt, trudno oprzeć się pokusie. Wejście po kamiennych schodach jest męczące, ale Szczeliniec Wielki to zdecydowanie jedna z największych atrakcji tego dnia i nie można go przegapić. Na szczycie znajduje się schronisko górskie, więc z powodzeniem można nadrobić spalone kalorie. Droga powrotna jest jeszcze ciekawsza i polecam skorzystać z płatnej alternatywy. Cena to tylko 12 zł, a spacer po niesamowitym labiryncie skalnym zajmuje około godziny Niektóre przejścią są bardzo wąskie i moga okazać się kłopotliwe z dużym plecakiem. Wszystko jest jednak do zrobienia!

Po zejściu dotarłem do Karłowa, gdzie wypada połowa GSS. Czułem dużą satysfakcję z tego, co osiągnąłem do tej pory i być może spowodowało to, że straciłem koncentrację i w rezultacie pomyliłem się skręcając za wcześnie w prawo, podążając czerwonym szlakiem ale dla biegaczy narciarskich. Szczerze mówiąc, używanie dokładnie takiego samego oznakowania jest bardzo mylące i zupełnie bezmyślne. Zajęło mi dużo czasu, zanim zdałem sobie sprawę, że coś jest nie tak. Mapa-turystyczna.pl pomogła mi się odnaleźć, ale kosztowało mnie to przynajmniej godzinę czasu i kilka bezużytecznych kilometrów w nogach. Właściwy szlak biegnie drogą asfaltową prowadzącą do Błędnych Skał, oddalonych od Karłowa o około 5 km. Musiałem przyspieszyć, ponieważ były one otwarte tylko do 17:00. Zaletą późnego przybycia (16:10) było zwiedzanie wąskich przejść w pojedynkę.

Cała atrakcja jest bardzo podobna do Szczelińca Wielkiego i po jego odwiedzeniu, nie robi już tak dużego wrażenia. Przejście z plecakiem w kilku miejscach było naprawdę trudne. Często musiałem go zdejmować i przepychać. Najlepszą opcją jest pozostawienie go przy kasie i odebranie go na końcu. Wychodzi się co prawda w innym miejscu, ale jest to bardzo blisko a samo doświadczenie będzie znacznie przyjemniejsze (plecy również będą wdzięczne).

Błędne Skały, Góry Stołowe
Błędne Skały w pobliżu Kudowy Zdroju
Błędne Skały, Góry Stołowe
Drewniana platforma dla pieszych
Błędne Skały, Góry Stołowe
Przeciskanie się z plecakiem w Błędnych Skałach nie było łatwe

Ostatnia część dnia minęła na długim (~ 7km) zejściu do Kudowy Zdroju. Byłem bardzo, bardzo zmęczony i nadal musiałem przejść na drugą stronę miasta, ponieważ właśnie tam miałem wynajęty pokój. Nie zrozumcie mnie źle, lokalizacja była świetna, ale w tym momencie czułem w nogach każde kolejne 100 metrów. Ostatecznie Endomondo zarejestrowało 38 kilometrów.

Z pełnym przekonaniem mogę polecić Pokoje Gościnne Pod Lwami. Super sympatyczna gospodyni oraz lokalizacja bardzo blisko głównych atrakcji miasta, gdybyś chciał trochę pozwiedzać. Oczywiście, sugeruję to zrobić!

Co warto zobaczyć w Kudowie Zdroju?

Historia uzdrowiska sięga początków XVII wieku, kiedy to po raz pierwszy pojawiły się informacje o pozytywnym wpływie na zdrowie wód mineralnych z lokalnych źródeł. Zaledwie sto lat później napełnione nimi butelki były regularnie wysyłane na dwór królewski w Berlinie.

Kaplica Czaszek

W niewielkim budynku w Czermnej (jednej z dzielnic Kudowy Zdroju) na ścianach i suficie znajduje się około 23 tysiące ludzkich czaszek. Twórcą tego niezwykłego miejsca był Ojciec Tomaszek. Ludzkie szczątki walające się po na okolicznych polach były rezultatem wojny trzydziestoletniej 1618-1648, wojny siedmioletniej (1756-1763) oraz wielkiej zarazy w 1680 roku. Nikt nie był w stanie zapewnić zmarłym należytego pochówku, dlatego ksiądz postanowił się nimi zająć. Zebrał i przeniósł je do kaplicy oraz krypty. Prawdopodobnie wpadł na ten oryginalny pomysł podczas podróży do Rzymu, po wizycie w miejscowych katakumbach.

Kudowa Zdrój
Kaplica Czaszek w Kudowie Zdroju

Park Zdrojowy

Został założony w XVIII wieku na wzór parków angielskich i znacznie rozbudowany w XIX wieku. Miłe miejsce na spacer! Jest tam małe jezioro, fontanny, a także zalesione wzgórze dla tych, którzy szukają trudniejszych szlaków. Wody mineralne są dostępne w pijalni.

Kudowa Zdrój
Park Zdrojowy
Kudowa Zdrój
Sanatorium Zameczek
Kudowa Zdrój
Malownicze alejki w Parku Zdrojowym

Szlak Ginących Zawodów

Dobra okazja, aby poznać zawody, wykonywane przez naszych przodków, takie jak kowalstwo, pieczenie chleba, garncarstwo czy dziewiarstwo. Jest też mini ZOO, które powinno przyciągnąć uwagę młodszych turystów. Sam skansen jest jednak dość mały, więc jeśli nie masz nadmiaru czasu, daruj sobie.

Kudowa Zdrój
Szlak Ginących Zawodów
Kudowa Zdrój
Jest również Mini ZOO
Kudowa Zdrój
Senna atmosfera w skansenie
Kudowa Zdrój
Wiatrak

Inne mniej ciekawe atrakcje turystyczne miasta to: Muzeum Minerałów, Muzeum Zabawek czy Muzeum Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego.

Byłem dość optymistycznie nastawiony do tego dnia. Odległość wydawała się w sam raz, bez dużej różnicy wysokości. Wyruszyłem z pensjonatu w Srebrnej Górze jak zwykle, czyli około 8 rano i 20 minut później byłem na Srebrnej Przełęczy, skąd czerwony szlak poprowadził mnie w Góry Bardzkie.

Po 4 kilometrach spokojnego spaceru doszedłem do Czeskiego Lasu (621 m n.p.m.), a po kolejnych 3 do Czerwieńczyc. Jest to typowa polska wieś, która wydawałaby się zupełnie martwa, gdyby nie biegające po ulicy kury.

Główny Szlak Sudecki
Czeski Las (621 m n.p.m.)

Trasa: Srebrna Góra – Wambierzyce
Dystans: ~ 25-26 km

Kolejnym celem był Słupiec. Najpierw ścieżka prowadziła przez las, by następnie przez pola uprawne prowadzić mnie w kierunku widocznych na horyzoncie bloków mieszkalnymi w centrum miasta.

Słupiec został połączony z Nową Rudą w 1973 roku. Jest to miasto górnicze, niezbyt atrakcyjne z turystycznego punktu widzenia. Zrobiłem tu jednak krótką przerwę, głównie po to, aby polatać dronem w okolicy kolorowych bloków zbudowanych dla górników jak i samej kopalni.

Nowa Ruda Słupiec
Widok na kopalnię w Słupcu
Nowa Ruda Słupiec
Pomnik górnika w Słupcu

Po Słupcu przyszedł czas na najtrudniejszą część dnia – 2 kilometry podejścia na Kościelec (647 m n.p.m.), gdzie znajduje się wieża widokowa (piękna panorama gwarantowana), a kawałek dalej kościół.

Wieża widokowa w Kościelcu
Główny Szlak Sudecki
Kościół w Kościelcu

Z Kościelca do Ścinawki Średniej jest około 5 km i tutaj po ostatnich deszczowych dniach, trasa zaczęła robić się bardzo błotnista. Kijki turystyczne okazały się bardzo przydatne do poruszania się po trudnym terenie i nie wylądować z ciężkim plecakiem w błocie. Droga asfaltowa zaczyna się około 2 kilometry przed wioską, więc od tego momentu moje tempo wzrasta. Niestety zaczyna padać.

Główny Szlak Sudecki
Błoto na szlaku!
Główny Szlak Sudecki
Błotniska droga przez las
Główny Szlak Sudecki
Linie kolejowa w Ścinawce Średniej

Ostatni odcinek dnia (ok. 5,5 km) prowadzi głównie przez łąki z Górami Stołowymi widocznymi na horyzoncie po prawej stronie. Mogłem sobie tylko wyobrazić, jak fajnie byłoby odpalić tu drona, ale elektronika i deszcz niekoniecznie idą w parze. W końcu ujrzałem przed sobą ogromną Bazylikę Nawiedzenia NMP w Wambierzycach.

Wambierzyce coraz bliżej!
Główny Szlak Sudecki
Ostatnia prosta do Wambierzyc
Pola uprawne, czerwony tulipan i Góry Stołowe

To pewnie jedno z najdziwniejszych miast na trasie GSS. Ogromna bazylika w centrum nie dziwi, Polska jest ultra-katolicka. Ale w Wambierzycach dosłownie wszystko ma biblijną nazwę, a samo miasteczko lubi być nazywane polską Jerozolimą. Z drugiej strony, tuż przed bazyliką znajduje się lokalny sklep spożywczy, gdzie miejscowi dżentelmeni stoją z piwem w ręku przez cały dzień, leniwie gawędząc. Piękny kontrast.

Jakby tego było mało, najtańszą opcją na nocleg okazał się Dom Pielgrzyma. Trochę dziwnie było nocować tam jako osoba niewierząca, ale kogo to obchodzi. Koniec konców to biznes 🙂 W restauracji podają dobrego schabowego, który również pozwala rozwiać wszelkie wątpliwości.

Wokół króla Alp

Tour du Mont Blanc, powszechnie znany jako TMB, to jeden z najpopularniejszych długodystansowych szlaków w Europie. Wszyscy znają Mont Blanc – najwyższą górę Europy Zachodniej (4,808 m n.p.m.), przyciągającą co roku tysiące turystów. Pierwsze udane wejście, należące do Jacquesa Balmata i Michaela Paccarda, miało miejsce 8 sierpnia 1786 roku, powodując znaczący rozkwit alpinizmu.

TMB okrąża cały masyw, pokonując dystans około 165 kilometrów na terytorium Szwajcarii, Włoch i Francji. W zależności wybranych wariantów trasy, dobrze jest przygotować nogi na trochę więcej. W moim przypadku było to ponad 180 kilometrów, ale kilkukrotnie wybierałem dłuższą i trudniejszą drogę do celu.

Podążając trasą klasyczną, najwyższy punkt osiąga się na przełęczy Grand Col Ferret (2,537 m n.p.m.). Jest ona również granicą między Włochami a Szwajcarią. Niektóre warianty prowadzą wędrowców jeszcze wyżej. Na przykład, Col des Fours lub Fenetre d’Arpette leżą na wysokości 2.665 m n.p.m.

Fenetre d'Arpette Tour du Mont Blanc, Switzerland
Fenetre d’Arpette, Szwajcaria

Przejście TMB przewijało się w moich planach, odkąd ukończyłem kilka długodystansowych szlaków w Nowej Zelandii. Totalnie się zachwyciłem takim spędzaniem czasu. Plany na 2020 rok były jednak niestety kilkukrotnie modyfikowane. Miało być Camino de Santiago (Droga Francuska) w Hiszpanii, ale ostatecznie był Główny Szlak Sudecki w Polsce (440 km). Potem znowu miało być Camino, ale liczba zakażeń COVID-19 w Hiszpanii ponownie zaczęła rosnąć. Do trzech razy sztuka? Być może. Tymczasem , moje myśli zwróciły się w kierunku Alp.

Tour Monte Rosa, Tour Matterhorn i Walker’s Haute Route – wszystkie te szlaki były kandydatami do przejścia. Nie mając wcześniejszego doświadczeń w tym regionie, wybrałem Tour du Mont Blanc jako najpopularniejszy i prawdopodobnie najłatwiejszy z nich.

Alps
Alpy widziane z pokładu samolotu

Nadszedł czas rezerwacji lotu w jedną stronę do Genewy. Nie wiedziałem jeszcze, na co przyjedzie czas po TMB, dlatego lepiej było nie wybierać konkretnej daty powrotu. Byłam pewny, że wystarczy czasu na przemyślenie i zaplanowanie kolejnych kroków podczas wędrówki lub odpoczynku w namiocie!

Kiedy jechać?

Najlepszym okresem (i najbardziej popularnym) na przejście TMB jest zdecydowanie lato, a dokładniej lipiec – sierpień. Czerwiec i wrzesień również mogą być ciekawą opcją, ale pogoda będzie zdecydowanie bardziej nieprzewidywalna, a na wyższych wysokościach może pojawić się sporo śniegu.

Zgodnie czy przeciwnie do ruchu wskazówek zegara?

Zdecydowałem się podążać w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara, zaczynając i kończąc w Les Houches. Jest to zdecydowanie najbardziej popularna opcja. Nie sądzę jednak, aby wybrany kierunek jakkolwiek wpływał na atrakcyjność tego szlaku.

Tour du Mont Blanc in the Alps
Pierwszy dzień na TMB

Idąc w kierunku przeciwnym do ruchy wskazówek zegara, łatwiej będzie Ci nawiązywać znajomości, ponieważ codziennie widzisz te same twarze. Z kolei w drugą stronę, trasa będzie w większości pusta w godzinach porannych, dopóki nie spotkasz licznych grup idących z naprzeciwka. To daje szansę na cieszenie się bardziej spokojną atmosferą. Nie mam nic przeciwko innym turystom wokół mnie, ale każdy ma własną preferencje co do przebywania na łonie natury.

Wędrując zgodnie z ruchem wskazówek zegara (czyli mniej popularną wersją), zaleca się rozpoczęcie w innym miejscu niż Les Houches, aby uniknąć trudnego 1500 metrowego podejścia do Le Brevent już pierwszego dnia, kiedy Twoje ciało może nadal nie być przyzwyczajone do ciężkiego plecaka i zwiększonego wysiłku fizycznego. Doskonale pamiętam ten etap i nietęgie miny mozolnie idących pod górę wędrowców. Rozważ rozpoczęcie TMB w Argentiere, Champex lub Courmayeur.

Gdzie nocować?

Jeśli masz głębokie kieszenie, opcji jest mnóstwo 🙂 Kwatery prywatne, hotele, schroniska. Ja zabrałem namiot i spałem w nim każdej nocy. Oczywiście była to najbardziej budżetowa wersja, ale szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie takiej wędrówki bez namiotu. To sprawia, że całe doświadczenie jest po prostu kompletne.

Ostatniego dnia rozbiłem namiot obok Refuge la Flegere i postanowiłem zafundować sobie porządną kolację. Jedzenie było dobre, rozmowa z innymi wędrowcami była przyjemna, ale czułem się szczęśliwy, gdy wróciłem do namiotu zaraz po posiłku. By znaleźć własny spokój i rytm.

Co więcej, nie musiałem martwić się o żadne rezerwacje. Docierałem na kemping i znajdowałem dogodne dla siebie miejsce. Wszystkie inne opcje, zwłaszcza schroniska, wymagają rezerwacji z dużym wyprzedzeniem, szczególnie w czasach COVID-19 razy, kiedy liczba miejsc jest jeszcze bardziej ograniczona.

Tour du Mont Blanc
Bezpłatny kemping w pobliżu Refuge la Flegere

Strona www.montourdumontblanc.com bardzo ułatwia planowanie. Wybierając miejsce, z którego ruszasz w danym dniu, zobaczysz listę miejsc noclegowych po drodze, w tym odległość jaka będzie do pokonania. Super rozwiązanie!

Miejsca noclegowe, z których korzystałem:

Chamonix – Camping Les Arroles
Les Contamines – Camping Le Pontet
Les Chapieux – darmowy kemping obok informacji turystycznej
Courmayeur – Hobo Camping (aby tu dotrzeć, skorzystaj z darmowego autobusu do Val Vani)
Arp Nouva – Camping Grandes Jorasses (aby tu dotrzeć, skorzystaj z darmowego autobusu do Val Ferret)
La Fouly – Camping des Glaciers
Champex – Camping Les Rocailles
Trient – Camping La Peuty
Le Flegere – darmowy kemping przy jeziorze (spytaj obsługi schroniska)

Alternatyw jest wiele i kilka z nich wymienię w osobnych artykułach poświęconych konkretnym etapom.

Rozbijanie namiotu na dziko jest niewskazane lub zabronione w zależności od kraju. Nie zdecydowałem się na to, więc nie mam wiele do powiedzenia w tym temacie. We Włoszech obozowanie jest dozwolone na wysokości powyżej 2500 m n.p.m. W Szwajcarii jest to zabronione, a we Francji nikt tak naprawdę nie wie, jakie są zasady i zwykle jest to tolerowane. Najbezpieczniej jest rozbić namiot o zachodzie słońca i zwinąć się o świcie. Oczywiście, nie pozostawiając nic za sobą.

Co spakować?

Większość mojego plecaka wypełniona była sprzętem kempingowym. Do tego trochę ciuchów i oczywiście jedzenie 🙂 Poniżej lista rzeczy:

Ubrania:

  • Koszulki (najlepiej 2, szybkoschnące)
  • Koszulka z długim rękawem
  • Bluza / sweter
  • Kurtka przeciwdeszczowa
  • Długie spodnie
  • Krótkie spodenki
  • Buty trekkingowe
  • Skarpety i majtki (2-3 pary)
  • Sandały (korzystałem z tych marki KEEN i były wspaniałe do poruszania się po kempingach)
  • Klapki

Inne:

  • Lekki i szybkoschnący ręcznik
  • Kije trekkingowe (bardzo pomocne!)
  • Tableki przeciwbólowe
  • Kosmetyki
  • Chusteczki nawilżane
  • Worek na śmieci
  • Plastry na odciski i pęcherze (np. Compeed)
  • Okulary przeciwsłoneczne
  • Krem z filtrem UV

Opcjonalnie:

  • Bielizna termoaktywna – nie było aż tak zimno, żebym musiał jej użyć, ale miałem szczęście do pogody. Jeśli Twój śpiwór nie jest bardzo ciepły, może się przydać do spania.
  • Chusta typu buff – jeśli jest wietrznie, można założyć ją na głowę. Nosiłem ją również na nadgarstku by ocierać pot z czoła 🙂
  • Filtr do uzdatniania wody – nie przydał mi się ani razu, aczkolwiek mam go ze sobą na każdym dłuższym trekkingu “na wszelki wypadek”.

Pranie robiłem prawie codziennie, a następnego dnia mój plecak wyglądał jak choinka ze skarpetkami jako dekoracjami. Był to jednak jedyny sposób, aby je wysuszyć.

Jeśli chodzi o jedzenie, po drodze można uzupełniać zapasy, więc nie ma potrzeby nosić zbyt wiele. Zwykle miałem zapas jedzenia na 2 dni, na wypadek nagłego załamania pogody lub wymuszonego postoju z innych przyczyn.

Poniżej przykłady, co zwykle jem na szlaku:

Śniadanie:

  • Chleb z dżemem, miodem lub masłem orzechowym
  • Płatki lub owsianka błyskawiczna z rodzynkami
  • Herbatniki
  • Mleko w proszku
  • Banany
  • Kawa lub herbata

Obiad:

  • Chleb
  • Ser
  • Salami
  • Kiełbaski / kabanosy
  • Zupki błyskawiczne
  • Kawa lub herbata

Kolacja:

  • Ryż lub makaron błyskawiczny
  • Tuńczyk lub kurczach w puszce
  • Zupki błyskawiczne
  • Danie liofilizowane
  • Kawa lub herbata

Przekąski:

  • Czekolada
  • Batony z musli
  • Herbatniki
  • Orzechy

Jak dojechać?

Większość turystów przylatuje do Genewy i kontynuuje podróż autobusem do Chamonix. Zrobiłem dokładnie tak samo. Zarezerwowałem miejsce w busie firmy Mountain Drop-Offs, co kosztowało mnie 40 EUR. Tak się złożyło, że byłem jedynym pasażerem – idealnie w czasach COVID-19. Znalezienie ich stanowiska na lotnisku było bardzo proste, a trochę ponad godzinę później byłem już na kempingu w Chamonix.

W drodze powrotnej skorzystałem z usług BlaBlaBus. Transfer trwał trochę dłużej, ale był znacznie tańszy (około 22-25 EUR).

Podróż pociągiem też jest możliwa, ale znacznie bardziej skomplikowana i zwykle wymaga dwukrotnej przesiadki.

Tour du Mont Blanc
Oznaczenia szlaku

Budżet

W sumie wydałem ok. 300 EUR, zaczynając od dnia 0 po przyjeździe do Chamonix, kiedy kupiłem butlę z gazem, zapalniczkę, sznurowadła i trochę jedzenia. Do tego należy doliczyć bilet lotniczy i transport z lotniska w Genewie.

Najdroższe były kempingi w Szwajcarii: ok. 17-22 EUR za noc. Wyjątkiem był La Peuty za jedyne 6 EUR, ale warunki bardzo podstawowe (co nie znaczy, że nie wystarczające). We Francji rozstawienie namiotu kosztowało zwykle 10-12 EUR, a we Włoszech 12-15 EUR za noc.

Wszystkie inne koszty związane były głównie z jedzeniem. Spaghetti bolognese, pizza, panini, burger, a nawet McDonald’s po powrocie do Chamonix 🙂 Mimo, że zaopatrywałem się głównie w supermarketach i gotowałem samemu, posiłki w schroniskach kuszą. Kuszą nawet bardziej kiedy jesteśmy zmęczeni, więc kilkukrotnie uległem.

Mój plan trekkingu:

Ukończenie szlaku zajęło mi 9 dni. Wybrałem kilka trudniejszych wariantów, przez co trasa była nieco różniła się od standardowej. Niektórzy pokonują ją szybciej, inni wolniej. Nie ma to absolutnie żadnego znaczenia. Nie śpiesz się. Podziwiaj widoki i obcuj z przyrodą.

Planowałem zrobić sobie dzień wolny, kiedy pogoda się popsuje i będzie deszczowo, ale nigdy do tego nie doszło, więc każdego dnia spałem w innym miejscu 🙂 Nie było sensu marnować tak doskonałych warunków pogodowych!

Dzień 1: Les Houches – Les Contamines (przez Refuge de Miage)
Dzień 2: Les Contamines – Les Chapieux
Dzień 3: Les Chapieux – Courmayeur (przez Refugio Maison Vieille)
Dzień 4: Courmayeur – Arp Nouva (przez Col Sapin)
Dzień 5: Arp Nouva – La Fouly
Dzień 6: La Fouly – Champex
Dzień 7: Champex – Trient (przez Fenettre d’Arpette)
Dzień 8: Trient – La Flegere (przez Lac Blanc)
Dzień 9: La Flegere – Les Houches

Tour du Mont Blanc
Col de la Seigne – granica między Francją a Włochami

Podsumowanie

Tour du Mont Blanc jest absolutnie niesamowitym szlakiem. Właściwie to pierwszy szlak, który czuje że mógłbym przejść jeszcze raz i to natychmiast. Planowanie etapów, podziwianie spektakularnych alpejskich krajobrazów oraz uczucie satysfakcji z dotarcia na kemping. Rozbijanie namiotu, przygotowywanie obiadu na kuchence turystycznej. Wszystko to z dala od codziennej rutyny. Wiedząc, że następny dzień przyniesie jeszcze więcej pozytywnych wspomnień.

Trudno opisać to o czym się myśli ostatniego dnia. Z jednej strony ostatnie kilometry do Les Houches pokonywałem bardzo zmęczony. Z drugiej jednak, nie mogłem przestać się uśmiechać, wspominając przygotowania, lot do Genewy, bus do Chamonix i wszystko czego doświadczyłem. Przygoda dobiegła końca, ale cóż to była za przygoda!

Jeśli jesteś entuzjastą pieszych wędrówek i myślisz o szlaku długodystansowym w Alpach, TMB Cię nie zawiedzie. Zrób to teraz, nie odkładaj planów na później, bo później może nigdy nie nadejść. Wspomnienia pozostaną z Tobą na zawsze.

Masz pytania? Zadaj je w komentarzu 🙂